W życiu piękne są tylko chwile.
I ten weekend był piękny.Magiczny. Zabawny.Natchniony. Sympatyczny ;)
O znaczenie słowa sympatyczny toczę odwieczne walki z Jakubem,szoferem mym w tej wyprawie. W ten weekend też było dużo na ten temat mówione więc na pewno utrwalą się w mej pamięci te dni jako sympatyczne.
Zaczęło się od lekkiego kwasu gdyż jedna z pań jadących z nami focha strzeliła że ona jednak nie może mieszkac w pokoju z młodym mężczyzną i w ostatniej chwili J.,organizatorka wyprawy musiała różne hocki wyprawiac żeby nas jakoś poupychac. A że ja i niejaka M. napaliłyśmy się na nocowanie w towarzystwie młodego mężczyzny więc pózniej my strzeliłyśmy focha że czemu on z nami nie śpi. Ja to jeszcze spokojna jestem i foch głownie wewnętrzny był ale M to ogień jest i dym niezły zrobiła. Zostało jednak jak zostało. A z M sie chyba zaprzyjażnię, dyszkę ode mnie starsza ale duchem 18ka z niej jest
poranno-niedzielne picie kawy ;) |
Cztery seanse praktyki jogi zaliczyliśmy,pot się lał litrami,jeszcze nigdy tyle nie praktykowałam w tak krótkim czasie,ręce i ramiona mam mocno zmęczone,ale co tam ;)
Bardzo fajna grupa się zebrała,były dzieci w różnym wieku,furorę robiła dwuletnia Zuzia której bardzo się nie podobało że mama ją zostawia na tak długo i krzyczała pod drzwiami-Mama,joga nie,mama chodz!!!
Sobotnio-wieczorna joga zakończona była półgodzinnym relaksem połączonym z rozluznianiem 61 punktów w ciele,ja jako ostatni pamiętam prawy łokiec,który występował może jako 15ty ;) Z całej grupy może dwie osoby nie usnęły,reszta się radośnie rozlużniła w całosci,nie tylko w 61 punktach.
Jedzonko wege-pycha! No,może oprócz ziemniaków pieczonych,ale tu chyba zawinił gatunek ziemniaków a nie to że smalcu i boczku w nich nie było. Ale reszta-niebo w gębie,obżeraliśmy się nieprzyzwoicie bo wszystkiego trzeba było spróbowac,wszystko kusiło. Ja przełamałam koleine swoje tabu kulinarne,tzn kaszę gryczaną której nie znosiłam a tam zjadłam i nie padłam z zachwytu ale było ok.
Ośrodek fajnie zrobiony,jakby ktoś chciał zobaczyc Mandala. Tam raczej nie przyjmują osób prywatnych tylko właśnie grupy,najchętniej joginów bo wiadomo że to spokojni ludzie ;) W regulaminie jest zakaz picia alkoholu więc moje wisienki zostały pożarte w pięc minut a 100ml sopliy pigwowej przywiezionej przez dziewczyny piliśmy w 6 osób ;)
Dojazd masakryczny,udało nam się pobłądzic koncertowo ale nikt nie dojechał bez błądzenia,choc nam to najlepiej wyszło,na inną górę wyjechaliśmy i wprawilismy w stan szoku mieszkańców do któych nikt nie jeżdzi bo jedzie się tam wąską leśną ścieżynką. W zimie się chyba w ogóle nie jeżdzi,nie wiem jak tam można życ...
No ale szofera miałyśmy niezawodnego więc w końcu trafiliśmy do celu :)
Reset psychiczny zaliczyłam niesamowity,odlot po prostu,praktyka przy takich widokach jest naprawdę niesamowitym przezyciem a przebywanie w towarzystwie pozytywnych wariatów zawsze mi dobrze robiło na samopoczucie.
obiad naszego szofera po dwóch dniach bez mięska ;))) |
Ależ bym tak chciała poranną kawę pić....
OdpowiedzUsuńAkacjo,ja też ;) te dwa dni ogromny niedosyt zostawiły,ale dobrze że były :)
UsuńWszystko piękne tylko ta joga nie dla mnie ... ale jak lubisz się meczyc ... czyń tak :)
OdpowiedzUsuńLucia,lubię :) a jogę można praktykowac w każdym wieku,zwiększa elastycznośc mięśni i stawów :)
Usuń