W końcu zrobiło się ciepło! Wytęsknione,wymarzone lato nieśmiało zajrzało promykami słonecznymi i może rozgości się na dłużej? Przy moim uwielbieniu ciepła mogłoby zostać na zawsze :)
Korzystając z wolnego weekendu w sobotę zrobiliśmy u nas na działce pieczone,przyjechali Megi i T z dziewczynami.Ziemniaki wyszło mojemu mężowi jak zwykle rewelacyjne,garnek został opróżniony do dna,Megi nawet spalone wyskrobała z dna ;D
Wystawiałyśmy nasze blade ciała na pieszczotę słoneczka ale jeszcze kapryśne było,chowało sie za chmurami.Za to w niedzielę rozszalało sie na dobre a my w składzie z soboty wybraliśmy sie na Piknik Lotniczy do Krakowa.Tłumy były nieprzęciętne,jak zwykle zresztą. Mocno współczułam chłopakom ubranym w wojskowe,wełniane mundury z czasów drugiej wojny światowej,ciepło musiało im być.Nam za to było wesoło,choc po zwiedzeniu całego lotniska nogi bolały solidnie.
Tu opieramy sie z Megi o pojazd mający kierownicę z dwóch stron,taki chciałabym mieć,skończyłyby sie problemy z cofaniem w problematycznych miejscach;)))
Starszy Gad trenuje celność:)
Spaleni słońcem,spragnieni i głodni ruszyliśmy na Rogate Ranczo.Tam osoby uprzywilejowane,posiadające kierowców mogły schłodzić ciała zimnym piwem (dooobre było!!!),dzieci wyszalały sie na batucie a Megi walczyła z tamtejszym bernardynem o wdziecznym imieniu Tola.Tola biega luzem,jest nieszkodliwa mimo słusznych rozmiarów,a gdy dojrzy na stole coś na co ma ochotę kładzie obśliniony łeb na stole i zagląda jedzącemu w oczy.Nasze dzieci chętnie nakarmiły ją kiełbasą,natomiast jako że Megi psów nie lubi,nie podzieliła sie z nią pstrągiem.Dobrze że Tola ma ugodowy charakter i nie wzięła ryby siłą:)
Wracając do domu zahaczyliśmy jeszcze o Balaton,niestety nie ten węgierski ale nasz rodzimy,trzebiński.Dzieci oczywiście natychmiast pognały do wody,nawet Młodszy Gad ze swoim bolącym gardłem.Stwierdziłam że albo mu to przejdzie albo rozłoży sie na dobre,jak na razie wciaż goni więc może angina odpuści?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz