Mam za to dwie prawdziwe przyjaciółki,takie na które mogę liczyć zawsze i wszędzie.Jedna niestety jest daleko więc nasze kontakty są ograniczone do netu,za to Megi jest blisko.Co nie znaczy że sie często spotykamy bo jak zwykle czasu brak.
Wczoraj jednak udało sie umówić,poszłyśmy na nasz miejski rynek usiąść w ogródku,napoić spragnione ciała dryniami i nakarmić spragnione dusze pogaduchami.Moje Gady ze szczęściem w oczach taplały sie w fontannie,zupełnie jakby mieli po pięć lat.Ale co im będę żałować,to już chyba ostatnie podrygi lata,ciepłe dni zamienią sie w szarą pluchę więc trzeba wykorzystywać każdy promień słońca.
Takie spotkanie jest chyba lepsze niż wizyta u psychologa,ktoś kto by nas słuchał z boku pewnie by pomyślał ze nie po kolei w glówkach mamy(a może mamy???) a my po prostu zrzucamy w rozmowie problemy dnia codziennego,narzekamy na mężów naszych ukochanych,na dzieci jeszcze bardziej ukochane,smiejemy sie same z siebie,opieprzamy nawzajem za głupie gadanie.
Ciesze sie bardzo że Megi jest w moim życiu:)
A dzisiaj będę sadzić tulipany i borówki,myc auto i nadzorować prace odwodnieniowe na budowie.Nacieszę oczy widokiem kwitnącego clematisa,który całe lato odmawiał współpracy a teraz kwitnie jak szalony.Pojem malin prosto z krzaka. Na jutro juz deszcz zapowiadają :(
Clematis szaleńczo kwitnący ;) Zawsze uwielbiałam czerwieniejące liści winobluszczu! |