wtorek, 4 lutego 2014




Tak sie ostatnio zastanawiam czy ja lubię moje życie. Czy zamieniłabym je na inne. Jak w tych filmach co to bohater zgorzkniały i marudny,potem czary mary i jest kimś innym. Ładniejszym,bogatszym ale nie szczęśliwszym bo odkrywa że jednak tamto było fajniejsze. Bo było jego.
Marudośc mam wrodzoną,krytycyzm wpadający w krytykanctwo też. Często mi się wydaje że u sąsiada trawa jednak zieleńsza. Co nie oznacza że chcę mu tę trawę roundoupem polac coby mu zeschła. Aż tak to nie. Ale nie uważam że moje dzieci są najcudowniejsze w świecie,mąż najprzystojniejszy a ja najbardziej wysportowana. Jedno do czego nie mam zastrzeżeń to moje zwierzaki-Miśka niewątpliwie jest napiękniejszą goldenką świata,a kociarki w ogóle najśliczniejsze.Każda jedna. Nawet różowy nos Matyldy zaczyna mi się podobac ;)
Parę błedów w życiu zaliczyłam,potłukłam tyłek,na szczęście zawsze był ktoś kto mnie wtedy za rękę potrzymał. Zawsze miałam szczęscie do ludzi...
Qrcze,no i już nie wiem o czym chciałam pisac,miało byc właśnie o ludziach którzy mieli na mnie wpływ,którzy jakiś ślad odcisnęli,którym mogę powiedziec "Nigdy Ciebie nie zapomnę" 
Miało byc że ludzie odchodzą,niekoniecznie ostatecznie,czasem po prostu kontakt się urywa a potem po latach się spotykamy i zdarza się że jest tak jakby tych lat nie było,i to jest fajne. Czasem się zdarza że już nie mamy o czym ze sobą rozmawiac i to jest mniej fajne ale nie umniejsza roli jaką kiedys ten ktos odegrał. 
Ech,zamotałam sie ale nie będę kasowac ani poprawiac,niech zostanie. 
Lecę zaraz na rehabilitację,potem pilates i latino dance,ostatnio udało mi się cały układ zapamiętac,normalnie sukces stulecia!!!

2 komentarze: