niedziela, 25 kwietnia 2010

Piknik

     Głowa mnie boli wciąż i bez przerwy,czy to zapalenie zatok nigdy mi nie odpuści??? Cóż,wyleżane i wygrzane pewnie szybciej by minęło,w innym zyciu może będę mogła wziąć L4 i chorować w łózku ;)
W tym niestety jest to nierealne,siedzę w pracy,a po pracy Gady chcą na działkę i tyle z mojego leżenia.
     Wczoraj byliśmy na pikniku zorganizowanym przez Międzynarodowe Formacje Policji IPA. Były mecze piłkarskie pomiędzy różnymi komisariatami,a także zabawy i konkursy dla dzieci. Moje Gady zawsze unikały konkursów,tutaj osmieleni przez bliżniaczki wzięli udział we wszystkich i wracali do domu bogatsi o nagrody,np.okulary do pływania,tarcza z piłeczkami do rzucania,piłka,smycze,długopisy.




A!Zapomniałabym o hula-hop! Kręcenie hula-hopem było jedną z konkurencji,niemal spłakałam się ze śmiechu patrząc jak moi panowie uczą się tej trudnej sztuki,ale pod koniec Starszemu całkiem niezle szło:)
Pamiętam jak w dzieciństwie godzinami mogłyśmy z Megi kręcić hula-hopem,ale jak zgodnie wczoraj stwierdziłyśmy wtedy miałyśmy inne ciała,bardziej kleiste ;D
     Można tez  było spróbowac sił na strzelnicy,tu też Starszy Gad zabłysnął 3 razy trafiając w sam środek,Młodszy 2 razy trafił w tarczę,ale usprawiedliwia go fakt ze karabin był prawie tak wielki  jak on sam.

Byli też antyterroryści,niezykle przystojni oczywiście ;D




     Wiosna chyba sobie o nas przypomniała,dziś w końcu nie musiałam skrobac szyb w aucie! Ciekawa jestem jak moje kwiaty na działce,po pracy śmigam pooglądać,może w końcu zobaczę moje tulipany w rozkwicie,a nie tylko stulone z zimna pąki!










Nawet magnolia zaczyna kwitnąć,wprawdzie miała byc czerwona,ale cieszy mnie ze w ogóle kwitnie!!!

wtorek, 20 kwietnia 2010

Niedzielna wycieczka

    Jakoś ostatnio nie mogę się zebrać do pisania,zaglądam do znajomych ale nawet nie komentuję.Choc dziś sie zalogowałam na  dziennikach,nie spodobało mi się to co tam przeczytałam o dawnych dziennikowiczkach.
     Żałobę narodową zamienioną na narodową kłótnię o miejsce spoczynku prezydenckiej pary zakończyliśmy długaśnym spacerem w Dolinie Chochołowskiej.Stwierdziliśmy ze lepsze jest oglądanie krokusów niż gadających głów w tv.Chcąc ominąć Kraków i Zakopiankę pojechaliśmy piękną drogą przez Zawoję,przy okazji znalazło się kilka miejsc na następne wycieczki krajoznawcze.



W Witowie przywitały nas łąki pełne fioletowych krokusów.Widok faktycznie wspaniały,zwłaszcza że w zacienionych miejscach śniegu było po pas.




Gady niemal kwiczały ze szczęścia widząc tyle ukochanego śnieżku,Młodszy tylko westchnął "szkoda ze bałwana nie da się ulepić"



Bez marudzenia doszliśmy do schroniska,dobrze ze wcześniej nie sprawdzaliśmy ile kilometrów mierzy ta dolina:) Odwiedziliśmy ją już w lecie ale wtedy wracaliśmy bryczką,gdyż dzień wcześniej zaliczyliśmy Morskie Oko i Czarny Staw pod Rysami,i nasze mięsnie domagały się przerwy. Teraz też chłopcy pobiegli do bryczki ale że żaden nie miał zbędnej stówki w powrotna drogę ruszyliśmy równiez na nogach!
W połowie drogi Gadzi Ojciec i Straszy Gad wsiedli na pozyczone rowery a mnie przypadło w udziale ciągnięcie za łapkę Młodszego Gada,który na rowerze jeżdzić nie potrafi a i chodzenie na długie dystanse nie jest jego ulubionym sportem.




Jakoś jednak udało się nam dotrzeć do auta i dać ukojenie zmęczonym nogom ;)
     W planach mieliśmy jeszcze wycieczkę do Zęba na moją utraconą ojcowiznę ale pózno już było,baliśmy sie że utkniemy w korkach wiec wróciliśmy drogą przez Zawoję,słuchając muzyki z telefonu bo radio odmówiło posłuszeństwa ;)
     Aaaa,zapomniałabym odnotowac że wróciła moja ulubiona fryzjerka i zmieniła mi fryzurę na nieco niegrzeczną ;)




wtorek, 13 kwietnia 2010

:(((

    Nie ogarniam tej tragedii.Nie ogarniam dramatu rodzin ofiar.
Można długo dyskutować czy Lech był dobrym prezydentem.Czy Ci którzy zginęli faktycznie byli elitą polityczną Polski.Tylko jakie to ma znaczenie? Zginęli ludzie,pozostawili żony,mężów,dzieci,rodzeństwo,rodziców.
    Widok Marty klęczącej przed trumną...Czy operatorzy nie mogli sobie oszczędzić zbliżeń jej twarzy?

sobota, 10 kwietnia 2010

Weekendowo

    Poświąteczny tydzień zleciał nie wiadomo kiedy.We wtorek zrobiliśmy sobie wolne i zaliczyliśmy kino w Krakowie,Gady były na "Jak wytresować Smoka" a my na "Różyczce" Zgodnie z przewidywaniami film mnie poruszył,zmusił do myślenia nie tylko o uwikłaniu człowieka  w historię ale także o tym ile można poświęcić dla ukochanej osoby.Boczarska świetna w roli Kamili,że nie wspomnę o jej urodzie,ciało ma przepiekne.
    Dziś w pracy przywitała mnie awaria jednej fazy od prądu,dzis nic nie da się z tym zrobic,poprzepinaliśmy cały sprzęt na pozostałe fazy,jutro przed pracą trzeba bedzie sprawdzić co się stało.
    Skoro jest sobota to tradycyjnie jedziemy na basen,cieszę się bo  w tygodniu jakoś krucho z czasem,tylko te soboty nam zostały na pływanie.
     A jutro może wybierzemy się na wystawe kotów do Chorzowa,Yesky ma tam być ze swoimi gryzoniami.
Pogoda znów wymiotna,tak bardzo tęsknię za słońcem!!!

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Świeta

     Jak dla mnie to w sumie już jest po świętach,siedzę w pracy,za oknem szaro-buro i ponuro,pada deszcz i jest błe.Tym bardziej się cieszę że wykorzystaliśmy sobote i niedzielę na spacery i wycieczki.
W sobotę po poświęceniu jajek wszystkich moich mężczyzn pojechaliśmy na działkę.W piątek kupiłam ogromną magnolię drzewiastą i w nocy sniło mi się ze się wywróciła i wszystkie pączki jej opadły.Na szczęście to był tylko sen,magnolia stała i mam nadzieje że niedługo będę patrzeć jak kwitnie.
    Tatuś uszczęśliwił Maciusia wożąc go na motorze,Młody aż kwiczał ze szczęścia.Za to Paweł wzorem mamusi omija motor szerokim łukiem ;)



Choć mamusia jednak dała się przekonać i wsiadła na sprzęt,stojący oczywiście,na jazdę nie dała się namówić!!!


   Póżniej poszliśmy na długi spacer po lesie,cała trójka naszych dzieci nie marudziła tylko pędziła przed nami.


Wczoraj zrezygnowaliśmy  z tradycyjnego siedzenia przy stole,rano podzieliliśmy się jajkiem i ruszyliśmy na wycieczkę do Wisły.Oczywiście tliła sie we mnie delikatna nadzieja na spotkanie Adama,ale otarliśmy się tylko o jego ślady.
Zza siatki obejrzeliśmy skocznie Malinka,zasypaną jeszcze śniegiem.Niestety była zamknięta dla zwiedzajacych.







Potem wyjechaliśmy kolejką linową na Czantorię.Panicznie boję się kolejek linowych,moi panowie mieli ubaw patrząc jak kurczowo trzymam sie poręczy i modlę sie o szybki koniec podrózy;) Silny wiatr nie umilał tej podróży!Na szczęscie udało sie dojechać i pomaszerowaliśmy na Wielką Czantorię,nieświadomie przemycając dzieci bez paszportów na czeską stronę ;) Wdrapaliśmy się na wieżę widokową,widoki warte były zmagania sie z porywajacym wiatrem.



Na poprawę nastroju nabylismy w sklepiku miód pitny o smaku migdałów i ruszyliśmy w dół.
A potem do domku.Dziś czuje lekki ból w łydkach,jednak z kondycją u mnie cieniutko!
Marzyła nam się jutro wyprawa do Doliny Chochołowskiej obejrzeć krokusy ale prognozy mówią o sniegu więc z wyprawy nici:(

sobota, 3 kwietnia 2010

Wesołego jajka!

Pomaleńku przez podwórze idą sobie dzieci kurze.

W kropki, w ciapki, malowanki, bo to miały być pisanki.

Wszystkiego najlepszego z okazji świąt Wielkiej Nocy.





Kiepska jestem w składaniu zyczeń więc skorzystałam z gotowca ;D