piątek, 24 grudnia 2010

Swięta,święta

Każdy z nas ma na tyle dużą dłoń
Że może  z niej uczynić Betlejem
Każdy z nas ma tak wielkie serce
Że może przyjąć nowonarodzoną miłość...
Do tego wystarczy tylko wiara i nadzieja
A miłość przyjdzie sama. 



Duzo ciepła i miłości  Wam zyczę :)))

piątek, 17 grudnia 2010

Freedom

       "Jesteś wolnym człowiekiem" powiedziała mi kiedyś przyjaciółka gdy byłam w wyjątkowo czarnej doopie i szarpałam sie okrutnie ze swoim zyciem. I to zdanie wtedy stało się dla mnie mantrą,mottem na dalsze dni.
        Ta wolność nie jest całkowita,nie jest maksymalna.Życiowymi wyborami zawęziłam ją znacznie. Nie mogę spontanicznie spakowac plecaka i wyjechac w podróż w nieznane.Nie mogę przespać niechcianej zimy.Nie mogę sobie odpuścić przegladania zeszytów szkolnych moich dzieci. Ale,jak powiedział kiedyś Andrzej Żuławski "Maksymalną wolność przypłaca sie maksymalną samotnością" Nie jestem samotna,mam rodzinę,mam ludzi których kocham i którzy mnie kochają.Ograniczam i jestem ograniczana.
      Tradycyjnie zima to dla mnie słaby okres w życiu,czas dołów i kryzysów.A ja mam coraz mniej sił do walki.Coraz mniej wierzę że będzie dobrze.Bardziej ze będzie jakoś,a jakoś to marna perspektywa...
       Moze w nowym roku uda mi się nieco zwiększyć te moją własną malutką wolność?

środa, 17 listopada 2010

Związki przyczynowo-skutkowe

      Wczoraj minął rok od śmierci Artura.
Oczywiście wszyscy się zdziwiliśmy-jak to,to już rok?
      I tak sobie pomyślałam ile ta śmierć zmieniła w życiu nas wszystkich,jego rodziny,znajomych?
Czy stała się ostrzeżeniem? Raczej nie.Choć może ktoś się zastanowił i jednak nie wsiadł po pijaku do auta...
      Paradoksalnie dla Ani,jego żony,zaczęło się nowe życie.Przestała być żoną przy mężu,stała sie bizneswomen,zapisała się do partii,startuje na radną.Radzi sobie.Na pewno wiele ją to kosztuje ale życie z alkoholikiem też wiele kosztuje.
     Dla mnie...dużo rzeczy nie wydarzyłoby sie gdyby nie tamten wieczór 16 listopada.Dużo sie o sobie przez ten rok dowiedziałam.Nie zawsze dobrych rzeczy.Dużą pracę wykonałam żeby te złe wyeliminować.Dużo łez wylałam.
    Minął rok.Za kilka miesięcy Artek zostałby dziadkiem.Dziecko ma nosić jego imię.Nie wiem czy to dobrze,ale nie ja decyduję.

poniedziałek, 8 listopada 2010

l'Americano

     Wybór filmu na wczoraj był dość przypadkowy.Miałam wielką ochotę na "Aż po grób",niestety nie udało sie go zgrać z żadnym filmem dla Gadów.Po długich poszukiwaniach w końcu chłopcy zgodzili się na "Zemstę futrzaków",w tym samym czasie w Multikinie leciał "Amerykanin" Nie czytałam wcześniej recenzji tego filmu,fakt ze gra w nim Clooney był dla mnie wystarczającą rekomendacją ;)
     Zakochałam sie w Clooneyu daaawno temu,choć może nie w Clooneyu tylko w Dougu Rossie? Jako pediatra podrywacz w ER miał tyle chłopięcego uroku! Walczył o swoich małych pacjentów,potrafił zwyrodniałemu ojcu dać w pysk,a gdy uśmiechał się do Carol kolana mi miękły.
W "Amerykaninie" nie jest chłopcem.Jest dojrzałym facetem o niejasnej,trudnej przeszłości.Nie uśmiecha sie czarująco.W jego twarzy widac ciągłe napięcie.Na początku filmu zabiją swoją przyjaciółkę by nie rozszyfrowała kim jest.Strzela jej w tył głowy.I choć wydaje się że to dla niego nic wielkiego,wciąż ją widzi w snach.
    Film jest teoretycznie sensacyjny,jest strzelanie,są pościgi,jest seks z prostytutką. Ale akcja dzieje się niespiesznie,montaż jest powolny,pełen zbliżeń i drobiazgowych ujęć.Włochy są pokazane jakby na drugim planie,nie epatują swoją olśniewającą urodą.Co więcej-jest pokazana piękna,soczysta Clara,prostytutka która zakochuje się w Panu Motylu (bohater grany przez Clooneya ma tatuaż w kształcie motyla na karku) i ta dziewczyna ma cellulit! Nie zatuszowano go fotoszopem ani innymi cudami techniki,pełen realizm!
    Dla mnie jest to film o samotności,o takiej samotności o jakiej śpiewał Rysiek.Film o tym,że są grzechy za które nie ma odkupienia,że są wybory za które trzeba zapłacić wysoką cenę.
     Pod koniec filmu jest scena,w której Mr Butterfly przez ułamek sekundy wierzy że jest przed nim przyszłość,że uda mu sie wyjechac z Clarą,że będzie mógł żyć normalnie.I na ten ułamek sekundy jego twarz traci nieustające napięcie.
     Film nie ma happy endu.W sumie od początku wiadomo ze ta historia nie może skończyć sie dobrze.
Wyszłam z kina poruszona do głębi.Dawno mi się to nie zdarzyło!

poniedziałek, 1 listopada 2010

      Święto a ja siedzę w pracy.Poniekąd jest to mój wybór,wybór wymuszony sytuacją,rachunkami do zapłacenia.Zamieniam czas zabrany dzieciom na kasę,mam nadzieję że mi to wybaczą.
      Nastrój mam adekwatny do pory roku,aczkolwiek pogoda po raz kolejny płata w tym roku figla,słońce świeci jakby był początek września.Niech tak będzie jak najdłużej!
Wczoraj po zapaleniu zniczy na cmentarzu poszliśmy na rynek,usiedliśmy w pełnym słońcu i tylko wirujące na wietrze liście upewniały nas że jest już jesień.Jest to jedna z chwil którą chcę zapamiętać,która będzie przynosiła trochę ciepła w szare zimowe dni.
Popołudniu pojechaliśmy na cmentarz do Morawicy,tam niestety coraz więcej grobów do odwiedzenia,dwa które wciąż bolą,mimo że to już rok minął...Tak sobie ostatnio uświadomiłam że przez śmierć Doroty i Artura straciłam tę pewność że coś złego może stać sie tylko komuś innemu,moi bliscy są bezpieczni.Dlatego gdy Mój nie odbiera telefonu,gdy spóznia się z pracy moja wyobrażnia produkuje najgorsze scenariusze.Walczę z tym ale nie jest łatwo...

niedziela, 24 października 2010

       No i po weselu.Głowa mnie boli,Mój dogorywa znaczy sie udana zabawa była ;D
Wczoraj sie nieco porozpieszczałam,fryzjerka ujarzmiła moje loki,prostownicą nadała im pożądany kształt.Z prostymi włosami wystapiłyśmy we dwie na tym weselu-ja i M.,posiadaczka zdecydowanie intensywniejszych loków ode mnie.Zawsze się chce tego czego się nie ma!


Taka piekna byłam w wyniku starań moich dwóch Asiek-fryzjerki i kosmetyczki.

   Państwo młodzi wspaniale wyglądali,po pannie młodej nie widać było że dziecka oczekuje,szczuplutka jest.Nawet im głosy nie drżały przy składaniu przysięgi,zakochani w sobie bardzo i oby im tej miłości nigdy nie zabrakło.Młodzi są bardzo,zwłaszcza D,ich znajomi wyglądali jakby na studniówkę przyszli a nie na wesele,nic dziwnego,część z nich to jeszcze licealiści.
    Ale kondycję młodzi mieli średnią,po pierwszej w nocy wezwali autokar i odjechali.My balowaliśmy do trzeciej,buty mnie nie obtarły choć sporo tańczyliśmy.Głos tradycyjnie straciłam spiewając z orkiestrą ulubione piosenki.
    Dziś mieliśmy jechać na poprawiny,juz nie w restauracji ale w domu,jednak sił brakło.Chyba juz za starzy jesteśmy na dwudniowe imprezy ;D

piątek, 22 października 2010

Padam

    Padam na twarz i sie nosem podpieram! To nie był dobry pomysł dawać urlop pracownicy tuż przed planowanym wyjściem na wesele-niestety nie miałam wyjścia,sytuacja była taka ze ona musiała ten urlop dostać.
    Wczoraj udało mi sie buty kupić,już myślałam że będę na bosaka tańczyć.Choć jeszcze nic nie wiadomo-obetrą i jednak zaliczę przebieżkę bez obuwia;)
      Dziś mój zaklepany jako kierowca brat zadzwonił ze on niestety nie może nas odebrać,ale obiecał załatwić jakiegoś innego drajwera.Jak nie to ja wracam na piechotę,na trzeżwo tego wesela nie strawię!
      Jutro oczywiście pobudka o piatej,odwalenie obowiązków  w sklepie,o 11ej fryzjerka weżmie sie za ujarzmianie mojego afro,potem kosmetyczka.Postanowiłam sie porozpieszczać,a co!
      Tak mi sie nie chce pracować a tu jeszcze tyle godzin ;(((

czwartek, 14 października 2010

Zapeszyłam :(

    Okazało sie że przepychanie rury to nie taka prosta sprawa.Niby jest to oczywista oczywistość ale...
Wczoraj ze studzienki znowu zaczęło wybijac,pół nocy spędziłam z mopem w ręce scierając zamuloną wodę.Na szczęście pan z restauracji nad nami okazał daleko idącą współpracę,pomagał nam łącznie z tym że zostawili nieumyte talerze a mieli imprezę z okazji dnia nauczyciela.
    Dziś od rana intensywnie molestowałam zarządzającego budynkiem i w końcu ma zrobić z tym porzadek.Będzie mnie to chyba kosztowało kolejna bezsenną noc bo będzie trzeba skuć płytki żeby dostać sie do syfonu ale jeżeli ma to rozwiązać problem jestem gotowa do poświęceń.
    Poza tym dowiedziałam sie że mój słodki malutki Gadziorek jest niezłym bandytą w szkole,bije dzieci. Przeprowadziłam z nim rozmowę,obiecał poprawę.Zobaczymy.Dziś chwilę z jego panią rozmawiałam,pocieszyła mnie że panuje nad sytuacją więc może nie jest tak żle?

piątek, 8 października 2010

Rurę mam przepchaną ;DDD

     Ostatnie dwa tygodnie moje mysli krązyły mało romantycznie wokół kanalizacji i szamba.
Mój sklep znajduje sie na parterze Domu Ludowego,na pietrze jest restauracja.Kanalizacji we wsi nie ma więc jest szambo.A na wywozie szamba oczywiście należy oszczędzać-taki tok myslenia musiał przyświecać właścicielom budynku.No i tak sie fajnie złożyło że przez studzienkę która jest centralnie na środku sklepu zaczęła wypływac woda z mułem.Nie lało sie jednym ciągiem,raczej falami,zawsze gdy coś sie działo w restauracji.
   Po dwóch tygodniach nekania pana zarzadzającego budynkiem dziś nadszedł ten piekny moment gdy szambo zostało wypompowane do zera z uzyciem głowicy rozbijającej cos co zbryliło sie niemal w beton na dnie tegoż szamba.A trzech miłych panów przy pomocy tajemniczych urządzeń wyczyściło rury od środka!
Kamień wielkości Giewontu spadł mi z serca! Po nocach nie spałam zastanawiając sie czy przez noc zalało mi sklep czy nie!
   Generalnie ten tydzień był stresujący,stare kłopoty się odzywają i zatruwają nam życie:( Nic to ,mam nadzieję że z pomocą przyjaciela z przeszłości uda sie wszystko pozałatwiać!
    A w zeszłą niedzielę po męczących zakupach pojechaliśmy na Rogate Ranczo.Lubie to miejsce:)



Tola śpi zmęczona objadaniem klientów



Strzelanie z łuku nie jest prostą sprawą!

Niby drewniane ryby a cięzko złowić!


I can't dance-Phill Collins chyba na tych nartach stworzył przebój:)

środa, 6 października 2010

Wersja druga ulepszona?

7 lat temu o 4.25 rano połozna połozyła na moim brzuchu maleństwo.No,nie takie maleństwo,4 110g żywej wagi.Jak go zobaczyłam powiedziałam do A.-mówiłam Ci ze to będzie Maciek;)  Mieliśmy problem z wyborem imienia ale czy taki misio mógl nie zostać Mackiem?    
      Powtórne macierzyństwo było dla mnie zdecydowanie łatwiejsze pod względem psychicznym,dziecko już nie wywróciło mojego świata do góry nogami,wpasowało sie niemal bezkolizyjnie do naszej rodziny. Starszy brat przyjął młodszego bez entuzjazmu ale nie miał morderczych zapędów.Juz po pół roku nie chciał go oddać cioci która proponowała że zabierze sobie Maciusia na noc;)
     Teraz są najlepszymi przyjaciólmi,kłócą sie i biją bez przerwy.
A pani K.,nauczycielka Macka wylała ostatnio miód na moje serce mówiąc mi ze z Macieja bardzo mądry facet jest! Gadatliwy,roztrzepany ale inteligentny a ona takie dzieci lubi:) Znam ją już trochę i wiem że nie chwali bez powodu więc szczęśliwa byłam słysząc taką opinię:)

piątek, 1 października 2010

      Zakup mnie czeka i jakoś sredni entuzjazm budzi on we mnie.Termin wesela zbliża sie nieuchronnie,a na wesele trzeba by sie jakoś ładnie ubrać.Generalnie preferuję sportowy styl więc moja szafa pełna jest dżinsów i bluzek,sukienek niet. Mężowi mojemu też by sie nowy garnitur przydał,do tej pory wszystkie uroczystości w ślubnym odbębniał,teraz jednak jako ojciec chrzestny pana młodego powinien sie w czyms mniej obcisłym w pasie pokazać;)
      W niedzielę sie na krakowska tandetę wybieramy,jeśli tam nic nie będzie to Bonarkę odwiedzimy. Znów się będę wkurzać ze nic na mnie nie ma,wszystko jest szyte na anorektyczne modelki bez bioder.A ja mam biodra i potrzebuję sukienkę w stylu lat 50,rozszerzaną dołem.Może sie uda coś znależż,bo na szycie jakby mało czasu już jest!
     Odwiedziłam wczoraj moją ulubioną fryzjerkę i mam teraz cudownie proste włosy.Jakaż to odmiana po nieodłącznym afro na głowie:) Patrzę w lustro,patrzę i nie mogę sie napatrzeć! Zdecydowanie częściej muszę sobie fundować taką odmianę.Jutro jedziemy na basen więc afro powróci na swoje miejsce.

sobota, 25 września 2010

Siła sióstr

      W zamian za przewagę testosteronu wsród moich najbliższych-trzech braci,mąż,dwóch synów los był łaskaw podarować mi Megi-miemal siostrę ;) Więzów krwi między nami nie ma,są wszelakie inne. Ja generalnie jestem kiepska w kontaktach międzyludzkich,nie mam stada psiapsiółek i nawet go nie szukam.
Mam za to dwie prawdziwe przyjaciółki,takie na które mogę liczyć zawsze i wszędzie.Jedna niestety jest daleko więc nasze kontakty są ograniczone do netu,za to Megi jest blisko.Co nie znaczy że sie często spotykamy bo jak zwykle czasu brak.
      Wczoraj jednak udało sie umówić,poszłyśmy na nasz miejski rynek usiąść w ogródku,napoić spragnione ciała dryniami i nakarmić spragnione dusze pogaduchami.Moje Gady ze szczęściem w oczach taplały sie w fontannie,zupełnie jakby mieli po pięć lat.Ale co im będę żałować,to już chyba ostatnie podrygi lata,ciepłe dni zamienią sie w szarą pluchę więc trzeba wykorzystywać każdy promień słońca.
      Takie spotkanie jest chyba lepsze niż wizyta u psychologa,ktoś kto by nas słuchał z boku pewnie by pomyślał ze nie po kolei w glówkach mamy(a może mamy???) a my po prostu zrzucamy w rozmowie problemy dnia codziennego,narzekamy na mężów naszych ukochanych,na dzieci jeszcze bardziej ukochane,smiejemy sie same z siebie,opieprzamy nawzajem za głupie gadanie.
     Ciesze sie bardzo że Megi jest w moim życiu:)
A dzisiaj będę sadzić tulipany i borówki,myc auto i nadzorować prace odwodnieniowe na budowie.Nacieszę oczy widokiem kwitnącego clematisa,który całe lato odmawiał współpracy a teraz kwitnie jak szalony.Pojem malin prosto z krzaka. Na jutro juz deszcz zapowiadają :(


Clematis szaleńczo kwitnący ;)


Zawsze uwielbiałam czerwieniejące liści winobluszczu!

wtorek, 21 września 2010

      Głowa mnie boli.Już od soboty nieznośny ból zatruwa mi życie,nie wiem czy to hormony czy permanentny stres.Jednego i drugiego nie da sie wyeliminować więc trzeba z tym żyć.Choć różnokolorowe tabletki powinny regulować mój układ hormonalny więc może będzie lepiej?
      Poranek spędziłam na namawianiu Młodszego Gada żeby jechał z klasą na basen.Stwierdził że gardło go boli i nie może jechać.Kit to był ewidentny,po rozmowie okazało sie,że sie po prostu boi jechac bez nas. Wytłumaczyłam mu że jest w lepszej sytuacji niż inne dzieci,niektóre nigdy nie były na basenie a on jeżdzi co tydzień,wie gdzie co jest,wie co trzeba zrobić.No i umie pływać! Gorzej będzie jak pan ich z brodzika nie wypuści,to sie Młody wynudzi:) Ostatnio na lekcji kraula z deską trenował,zabawnie to wygladało,ale początki zawsze są trudne.Ja do dziś nie potrafię kraulem pływać :(
    Pogoda wreszcie piękna,słoneczna,szkoda tylko że nie ma kiedy z niej korzystać,Starszy Gad duzo nauki ma i popołudnia przy książkach spędza.
    A ja sie do trójki klasowej u Młodszego zgłosiłam! Sama w to jeszcze nie wierzę!

wtorek, 14 września 2010

Urodziny.

       10 lat temu leżałam w szpitalu,okrutnie zmęczona i wciąż zdziwiona.Patrzyłam na mały tłumoczek leżący w łóżeczku i myślałam "To moje dziecko? I co ja mam teraz  z nim zrobić? Czy ja go kocham?"
       Odpowiedzi na te pytania przyszły póżniej,dziecko okazało sie jak najbardziej moje,podobne do mnie fizycznie i psychicznie.Obsługa techniczna nie była skomplikowana a miłość...A miłość przyszła nie wiadomo kiedy i okazała sie być silniejsza niz wszystkie inne uczucia.
       Początki na pewno nie były łatwe,wiele łez popłynęło,wiele nieprzespanych nocy zaliczyłam.Pierwsze dziecko zmienia cały świat i wcale nie jest łatwo sie z tym pogodzić.
        Teraz Paweł jest 10-letnim przystojniakiem,niedługo będzie większy ode mnie.Wciąż jest nadwrażliwy choć teraz już stara sie tego nie pokazywać,chowa sie za pozą cwaniaczka.Jest zdolny,inteligentny choć nieco leniwy ;)
     A ja rano w pospiechu zapomniałam ucałować go w dniu urodzin,nadrobimy to popołudniu. Mój duzy chłopczyk ma juz 10 lat!!!

niedziela, 5 września 2010

Zmiana w mysleniu o zmianach?

     W rozmowie z przyjaciółką stwierdziłyśmy ostatnio obie że nie lubimy zmian. Są be,błe,trzeba sie do nowego przyzwyczajać i w ogóle.
     Potem tak sobie myslałam o tym i wyszło mi że gówno prawda!
Monotonia mnie przeraża,nudzi i męczy,nie znoszę dnia swistaka,powtarzanie tych samych czynności co dzień do łez mnie doprowadza.Na szczęście prowadzę tryb zycia w którym dni różnią sie od siebie,pracuję w róznych godzinach,robie rózne rzeczy.Część z nich oczywiście sie powtarza,to nieuniknione.
      Pamiętam moja pierwszą pracę-w hurtowni u brata.Mieliśmy świetną ekipę,byliśmy młodzi,zgrani,nie mieliśmy jeszcze rodzin i zobowiązań.Imprezy organizowały sie same,zarwane noce nie przeszkadzały w pracy.Odejście stamtąd wydawało mi sie niewyobrażalne.Aż przyszedł moment że poczułam że czas na coś nowego,że "wyrosłam" z tamtego zycia.Wyszłam za mąż,urodziłam dzieci.
    Teraz już nie oczekuję że coś będzie na zawsze.Staram sie łapać fajne chwile w tym co jest teraz,jak jest żle zaciskam zęby i czekam na lepszy czas. Bo,jak śpiewał Sted "od stania w miejscu niejeden już zginął,niejeden zginał juz świat"

wtorek, 24 sierpnia 2010

Korzystając z wolnej chwili

     Nie tak do końca wolnej bo własnie powinnam prasować ale odłożę to do jutra ;)))
Ostatni weekend pozwolił nacieszyć sie słońcem i ciepłem,dopiescił skóre brązującymi promieniami.
Panowie moczą klejnoty ;)

Sliczna gąsieniczka unicestwia mój agrest :)
Majowe deszcze wypłukały wszystkie nasionka,tylko jeden słonecznik sie ostał!

Zuzanka zdecydownie woli na łóżeczku leżec!

A teraz pada deszcz,jest szaro i smętnie,i jesień czuć w powietrzu:(((

sobota, 21 sierpnia 2010

Jesień idzie i nie ma to rady...

     Była kiedyś taka piosenka,śpiewaliśmy ją na oazie czy w harcerstwie,już nie pamiętam.Ale ten refren towarzyszy mi co roku...
      Umknęło mi to lato,nie nacieszyłam sie nim.A tak na nie czekałam! Deszczowa i zimna wiosna trwająca aż do czerwca skróciła to co lubię najbardziej-czyli upalne dni.W lipcu czas jak zwykle nabrał przspieszenia i nawet sie nie obejrzałam jak liście na drzewach nabrały rdzawego koloru,kwiaty zaczęły przekwitać a woda w basenie straciła moje ulubione 34 stopnie i straszy 20stopniowym zimnem :( Prognozy pogody straszą zimą już w pażdzierniku!
      Przygotowania do szkoły zakończone,wszystkie podręczniki czekają w szafce,tornister dla pierwszoklasisty zakupiony,czwartoklasista zdecydował sie ze starym plecakiem chodzic.Troszke mnie przeraża organizacja dnia,zaprowadzanie i przyprowadzanie ze szkoły,pogodzenie tego z pracą ale damy radę.
    W planach na dziś prace porzadkowe na działce,koszenie,strzyzenie,leżenie w hamaku :) Moze to już ostatni gorący weekend tego lata?

niedziela, 8 sierpnia 2010

Nigdy nie mów NIGDY!!!

     Kolejna niedziela spędzana w pracy...Kiedy się zarzekałam że ja asolutnie,nigdy nie będę pracować w niedziele.Ha-nigdy nie mów nigdy! Pracuję dzis i w następną niedzielę,i zapewne w wiele nadchodzących też. Generalnie po urlopie dopadł mnie maraton prackowy,dziewczyny mam na urlopach więc ciągnę popołudniówki,do tego dochodzi nadrabianie zaległości,dziś w końcu wpisałam wszystkie faktury,nie straszy mnie sterta papierów.
    Najgorsze ze w ogóle nie mam czasu dla Gadów,plączą sie samopas,głównie molestują Megi i jej dziewczyny,a zwłaszcza konsolę do gry.Chyba sie złamię i kupię im tę konsolę choć zapowiadałam że nigdy,ze po moim trupie.Nigdy nie mów nigdy-po raz kolejny!
    Wczoraj przed pracą godzinę spędziłam na działce karczując ogródek kwiatowy.Pieleniem nie da się tego nazwać,trawsko wyrosło po pas,pokrzywy jeszcze większe.Całe ręce mam w bąblach.Za to po wyrwaniu trawy okazało się że kwitną dwie piękne lilie.Niestety nie miałam aparatu przy sobie.
    Znów boli mnie gardło,czy te infekcje nigdy się nie skończa? Zaczynam podejrzewać klimatyzację w kangurze,może tam zasiedliły sie jakieś bakterie i nas atakują? Jutro muszę podejść do apteki po jakieś uodparniacze.No i jechać klimę odgrzybić.I do banku. I z Młodym na wymaz.Tylko skąd ja wezmę czas na to wszystko???

wtorek, 3 sierpnia 2010

Wspomnienia pieknych dni

Nie będę oryginalna pisząc że urlop zleciał zbyt szybko! Teraz pozostały wspomnienia. Akumulatory nieco naładowane choć do stanu pełnego daleko im,tydzień to zdecydowanie za mało! Może w sierpniu uda sie jeszcze kilka dni wykroić i odwiedzić mój ukochany Radków?
    Pobyt w muszynie upłynął nam pod znakiem zwierząt i górskich wycieczek,choc nie wiem czy wejście na Górę Parkową można tak nazwać? W każdym razie dwa razy wdrapaliśmy sie na Parkową,w ulewnym deszczu doszliśmy do Bacówki nad Wierchomlą,pózniej w słońcu zdobyliśmy Jaworzynę.Z tego ostatniego wyczynu jestem szczególnie dumna,to jednak kawał drogi z Muszyny a my daliśmy radę w obie strony!
Poza wycieczkami bawiliśmy koteczka mieszkającego w stercie drewna koło domu a chłopcy rozpoczęli naukę jazdy konnej! Spodobało im się,muszę poszukać stadniny i kontynuować naukę.
Klifa-cudny żrebak jedzący z ręki
Tak niewiele trzeba do szczęścia:)
Kićka nasza.

Maciej w lekkim strachu :)
<><>
<>
<><>
Paweł pierwszy raz na koniu





Troszkę padało







Relaks na basenie a ze woda zimna Gady wybrali loty:)














środa, 21 lipca 2010

Nie chce mi się

     Nie wiem czy to wina upałów,czy nieustajacych infekcji ale kompletnie nie mam sił.Nic mi sie nie chce,jedynie leżeć.A akurat ta jedna czynność (czy raczej bezczynność) jest mało osiągalna.
      Jedynym światełkiem w tunelu jest swiadomość ze w sobotę spakuję manatki,wsiądę w auto i pojadę w ukochane góry.Pokoje u Ojca zarezerwowane,przez tydzień zamierzam sie lenić.W przerwach lenistwa moze trochę połazimy po górach.Pogodę smętną zapowiadają ale liczę że sie nie sprawdzi;)
   A teraz jeszcze trzeba sie zmobilizować i popracować kilka dni:(((

poniedziałek, 12 lipca 2010

Upalny weekend z atrakcjami

      Angina zbiera swe żniwo,po Gadach i mojej mamie dopadła i mnie.W piątek wstałam z koszmarnym bólem gardła.Siłą woli pojechałam do pracy załatwić najważniejsze sprawy i udałam sie do lekarki. Moja pani doktor stwierdziła ze dawno takiej ksiazkowej anginy ropnej nie widziała.Przepisała oczywiście antybiotyk,oczywiście silny.Moja wątroba boleć zaczęła na sam widok recepty,ale cóż robić.
Piątek spędziłam w dresiku pod kocem,ktoś wspominał o upałach,ja miałam dreszcze z zimna. Gady oczywiście wspomagały mnie jak mogły,postanowiły nie iść na pole zeby z mamusią siedzieć a mamusia marzyła o dwóch godzinach swiętego spokoju!!!
     Cudnie silny antybiotyk na szczęście zaczął działać,w sobotę zauważyłam ze słonko świeci,lato jest.Spakowaliśmy potomstwo i pojechaliśmy na działkę.Tam spędziłam dzień w cieniu jabłonki i gruszy,leżałam na leżaczku i korzystałam z przywileju bycia chorą czyli pzowoliłam sie obsługiwać ;) Do towarzystwa przyjechała Megi z T,ich dziewczyny sa z babcią w górach więc oni cieszą sie wolnością.
Gady szybko zlekceważyły fakt że antybiotyki skończyli tyle co i wskoczyli do basenu.W sumie się im nie dziwię,przy tych temperaturach basen jest cudownym wynalazkiem.


Gady z kuzynką



Starszy Gad chce być strażakiem ;)

   Niedziela była bliżniaczo podobna do soboty,działka,cień,grill i legwan.Z tą różnicą że Młodszego Gada coś użarło w udo,spuchł dośc mocno więc wieczorem pojechałam do lekarki.Dostał maść na sterydach,wapno i claritine.
   A dziś koniec wolności,trzeba było już do pracy jechac :(((


Rozpalone lilie

Zmokniete pelargonie dla ochłody

poniedziałek, 5 lipca 2010

     Miniony tydzień pracowity był,czasem aż za bardzo.Kilka dni pracowałam po 10 godzin i wyczerpujące to było.Gdzie te czasy kiedy właśnie tak pracowałam na okrągło? Ale wtedy nie miałam dzieci,męża,praca była moim zyciem,także towarzyskim.Fajne były te czasy,oj fajne! Dobrze ze sie zdarzyły,teraz jest co wspominać.
    Dzisiaj mi tylko wspominki rozrywek zostały,Starszy Gad uległ anginie,od wczoraj jest na antybiotyku.Dzisiaj już odżył ale wczoraj cieniutki był,przeleżał cały dzień.No a ja oczywiście byłam w pracy,dobrze ze tata sie Gadem zajmował.
    Piątek i sobota za to były upalne i mokre-wraz z Megi i dziewczynkami popołudnia spedzaliśmy na działce.My sie smażyłyśmy plotkując a dzieci okupowały basen (stad zapewne angina Starszego).
     Dziś za to siedzimy w domu,to nawet miła odmiana,ostatnio prowadziłam nieco cygański tryb zycia:)

wtorek, 29 czerwca 2010

      W końcu zrobiło się ciepło! Wytęsknione,wymarzone lato nieśmiało zajrzało promykami słonecznymi i może rozgości się na dłużej? Przy moim uwielbieniu ciepła mogłoby zostać na zawsze :)
     Korzystając  z wolnego weekendu w sobotę zrobiliśmy u nas na działce pieczone,przyjechali Megi i T z dziewczynami.Ziemniaki wyszło mojemu mężowi jak zwykle rewelacyjne,garnek został opróżniony do dna,Megi nawet spalone wyskrobała z dna ;D
      Wystawiałyśmy nasze blade ciała na pieszczotę słoneczka ale jeszcze kapryśne było,chowało sie za chmurami.Za to w niedzielę rozszalało sie na dobre a my w składzie z soboty wybraliśmy sie na Piknik Lotniczy do Krakowa.Tłumy były nieprzęciętne,jak zwykle zresztą. Mocno współczułam chłopakom ubranym w wojskowe,wełniane mundury z czasów drugiej wojny światowej,ciepło musiało im być.Nam za to było wesoło,choc po zwiedzeniu całego lotniska nogi bolały solidnie.

Tu opieramy sie z Megi o pojazd mający kierownicę z dwóch stron,taki chciałabym mieć,skończyłyby sie problemy z cofaniem w problematycznych miejscach;)))

Starszy Gad trenuje celność:)

Spaleni słońcem,spragnieni i głodni ruszyliśmy na Rogate Ranczo.Tam osoby uprzywilejowane,posiadające kierowców mogły schłodzić ciała zimnym piwem (dooobre było!!!),dzieci wyszalały sie na batucie a Megi walczyła z tamtejszym bernardynem o wdziecznym imieniu Tola.Tola biega luzem,jest nieszkodliwa mimo słusznych rozmiarów,a gdy dojrzy na stole coś na co ma ochotę kładzie obśliniony łeb na stole i zagląda jedzącemu w oczy.Nasze dzieci chętnie nakarmiły ją kiełbasą,natomiast jako że Megi psów nie lubi,nie podzieliła sie z nią pstrągiem.Dobrze że Tola ma ugodowy charakter i nie wzięła ryby siłą:)
        Wracając do domu zahaczyliśmy jeszcze o Balaton,niestety nie ten węgierski ale nasz rodzimy,trzebiński.Dzieci oczywiście natychmiast pognały do wody,nawet Młodszy Gad ze swoim bolącym gardłem.Stwierdziłam że albo mu to przejdzie albo rozłoży sie na dobre,jak na razie wciaż goni więc może angina odpuści?

niedziela, 20 czerwca 2010

Warszwskie wspomnienia

obrazek ze Starówki:)))

Długo nie mogłam sie zebrać żeby opisać warszawski weekend.Zaprzątała mnie praca,działka,choroba Młodego.W końcu dzisiaj korzystam z faktu ze jestem w pracy i mam wolną chwilę:)
        Stolica przywitała nas piękną pogodą i słońcem.Mieszkanie mieliśmy tuż przy Placu Zamkowym więc zostawiliśmy tam auto i ruszyliśmy zwiedzać.Marszowym krokiem zaliczyliśmy Plac Defilad


Chwilę odpoczeliśmy w Parku Saskim,ale w końcu nie przyjechałam do stolicy zwiedzać tylko spotkać sie z dziewczynami! Wypiłyśmy pyszne koktajle owocowe,chwilę poplotkowałyśmy i niestety Tosia musiała nas opuścić.Z Yesky jeszcze posiedziałyśmy chwilę w kawiarni ale zimno wiejące z klimatyzacji wygoniła nas na rozpaloną ulicę.Wciąż gadając przeszłyśmy na Plac zamkowy.

W tle za nami szkielet Stadionu Narodowego.

Maż czekał na mnie z piękną czerwoną różą,jako ze akurat mijała nam 11 rocznica ślubu! Nie będę oryginalna mówiąc-jak to szybko zleciało!
Yesky pożegnała sie z nami i pognała szaleć w klubie,a my statecznie spacerowaliśmy po Starówce,odwiedzając oczywiście Syrenkę



W niedzielę rano ruszyliśmy zdobywać Pałac Kultury i Nauki,obejrzeliśmy stolicę z tarasu widokowego.Pózniej pojechaliśmy do Łazienek gdzie dołączyła do nas Tosia


Udało nam sie załapać na koncert Kory na wiecu wyborczym Komorowskiego,pobujalismy sie troszkę w rytm muzyki i jojczenia Gadów "chodzmy już".Dzieci były mocno zmęczone nadmiarem wrażeń ;)
Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę powrotną do domu.

A w poniedziałek w końcu rozłożyliśmy na działce nasz super nowy basen,Paweł jako tester wskoczył do wody i odbył próbne pływanie ;)



Jak dla mnie zdecydowanie za zimno było na moczenie,wybrałam leżakowanie w hamaku z Zuzanką.




Młodszy Gad w basenowych atrakcjach nie uczestniczył,postanowił zakończyć rok szkolny anginą ropną.Teraz już mu lepiej na szczęście ale do przedszkola to on sie już nie nachodzi.
Muszę się Starszym Gadem pochwalić,bardzo dobrze napisał testy trzecioklasisty,uzyskał 125 pkt na 133 możliwe.Dumna jestem z niego:)))

poniedziałek, 7 czerwca 2010

        Weekend intensywny był,bogaty i w pracę i w atrakcje.Sobota niemal cała w sklepie,za to wieczorkiem poszliśmy na plac,Dni Chrzanowa zobowiązują do zabawy.Niestety atrakcje w tym roku dość mizerne były,sobotnią gwiazdą wieczoru był Oddział Zamknięty,z nowym wokalistą oczywiście.Spóżnili sie godzinę,grali tak sobie,z Megi w ramach urozmaicania sobie czasu śpiewałyśmy piosenki Sztywnych;) Te przynajmniej znamy.  
      W niedzielę z samego rana ruszyliśmy do Rzyków z zamiarem zdobycia pobliskiej góry czyli Czarnego Gronia.Na coś udało nam sie wyleżć,aczkolwiek nie wiem czy to akurat Czarny Groń był,szliśmy szlakiem,niesttey nigdzie nie było opisu gdzie który szlak prowadzi.Ważne jednak ze zmusiliśmy stare mięśnie do wysiłku.Widok oczywiście zrekompensował wysiłek i zmęczenie.


Gady mimo na ogół nie spożytej siły padły,na szczęście szybko ożyły:)
Ruszyliśmy w dół,skracając sobie drogę pod wyciągiem narciarskim.Głód dał nam sie we znaki,kelnerka w pobliskiej oberży zaproponowała nam Przysmak Pasibrzucha,wyglądaliśmy chyba na bardzo wygłodniałych bo to co nam podała wystarczyłoby nam na tydzień ;)



  Po posiłku chętni poszli do parku linowego,Maciej do takiego dla mniejszych dzieci a Paweł z tatą do "dorosłego".Przyznam ze w strachu byłam czy da radę ale muszę sie pochwalić ze świetnie mu poszło! Mój synek dorosleje!!!




                                
              

Ja i Megi odpoczywałyśmy w tym czasie  w oberży zajadajac lody i chowając sie przed coraz mocniejszym słoneczkiem



A!!! Zapomniałabym! Mój mąż znowu będzie ojcem!!! I to od razu trójki! W nowym domu ptaszki znowu się rozmnazają,mają gniazdo w wentylacji no a Mój jest honorowym ojcem chrzestnym;)))








piątek, 4 czerwca 2010

Powrót

      Zaniedbałam ostatnio bloga,pisałam na stylu,miałam nadzieję ze można tam wrócić,bo tamto miejsce i tamte dziewczyny są mi najbliższe. Jednak nie jest to proste,ludzka małość,złośliwość nie ma granic. Walczę tam,obudził sie we mnie wojownik,jednak na razie wolę tam nie pisac,po co dawac broń do ręki wrogom?
Co sprawia ze wydawać by sie mogło ogromna wirtualna przestrzeń zawęza się i staje się za mała dla kilku osób? Co sprawia ze ktos szuka słabych punktów autora wpisów tylko po to zeby mu dołożyć,dokuczyć?
    Pogoda wciąż smętna,nie pada ale słońca nie widac a mnie tak mocno marzy się pławienie w promieniach słoneczka! W niedzielę planowaliśmy z Megi wycieczkę w plener ale nie wiadomo czy nie będzie zbyt mokro.Więc może Kraków? Zobaczymy.A już za tydzień stolica,i mam nadzieję spotkanie z T.,choć zaczynam się bac ze nic z tego nie wyjdzie:((( Albo będziemy musieli odbijac ją z rak męża.
    Na działce mokro,smutno i ponuro,piwonie przekwitły,clematisy zbierają sie do kwitnięcia ale deszcz i niskie temperatury sprawiają ze wszysko się opóznia :(

Piwonia łapie nieliczne promienie słoneczka

Rododendron


Azalie,nieco wymoczone przez deszcze



niedziela, 25 kwietnia 2010

Piknik

     Głowa mnie boli wciąż i bez przerwy,czy to zapalenie zatok nigdy mi nie odpuści??? Cóż,wyleżane i wygrzane pewnie szybciej by minęło,w innym zyciu może będę mogła wziąć L4 i chorować w łózku ;)
W tym niestety jest to nierealne,siedzę w pracy,a po pracy Gady chcą na działkę i tyle z mojego leżenia.
     Wczoraj byliśmy na pikniku zorganizowanym przez Międzynarodowe Formacje Policji IPA. Były mecze piłkarskie pomiędzy różnymi komisariatami,a także zabawy i konkursy dla dzieci. Moje Gady zawsze unikały konkursów,tutaj osmieleni przez bliżniaczki wzięli udział we wszystkich i wracali do domu bogatsi o nagrody,np.okulary do pływania,tarcza z piłeczkami do rzucania,piłka,smycze,długopisy.




A!Zapomniałabym o hula-hop! Kręcenie hula-hopem było jedną z konkurencji,niemal spłakałam się ze śmiechu patrząc jak moi panowie uczą się tej trudnej sztuki,ale pod koniec Starszemu całkiem niezle szło:)
Pamiętam jak w dzieciństwie godzinami mogłyśmy z Megi kręcić hula-hopem,ale jak zgodnie wczoraj stwierdziłyśmy wtedy miałyśmy inne ciała,bardziej kleiste ;D
     Można tez  było spróbowac sił na strzelnicy,tu też Starszy Gad zabłysnął 3 razy trafiając w sam środek,Młodszy 2 razy trafił w tarczę,ale usprawiedliwia go fakt ze karabin był prawie tak wielki  jak on sam.

Byli też antyterroryści,niezykle przystojni oczywiście ;D




     Wiosna chyba sobie o nas przypomniała,dziś w końcu nie musiałam skrobac szyb w aucie! Ciekawa jestem jak moje kwiaty na działce,po pracy śmigam pooglądać,może w końcu zobaczę moje tulipany w rozkwicie,a nie tylko stulone z zimna pąki!










Nawet magnolia zaczyna kwitnąć,wprawdzie miała byc czerwona,ale cieszy mnie ze w ogóle kwitnie!!!