wtorek, 29 czerwca 2010

      W końcu zrobiło się ciepło! Wytęsknione,wymarzone lato nieśmiało zajrzało promykami słonecznymi i może rozgości się na dłużej? Przy moim uwielbieniu ciepła mogłoby zostać na zawsze :)
     Korzystając  z wolnego weekendu w sobotę zrobiliśmy u nas na działce pieczone,przyjechali Megi i T z dziewczynami.Ziemniaki wyszło mojemu mężowi jak zwykle rewelacyjne,garnek został opróżniony do dna,Megi nawet spalone wyskrobała z dna ;D
      Wystawiałyśmy nasze blade ciała na pieszczotę słoneczka ale jeszcze kapryśne było,chowało sie za chmurami.Za to w niedzielę rozszalało sie na dobre a my w składzie z soboty wybraliśmy sie na Piknik Lotniczy do Krakowa.Tłumy były nieprzęciętne,jak zwykle zresztą. Mocno współczułam chłopakom ubranym w wojskowe,wełniane mundury z czasów drugiej wojny światowej,ciepło musiało im być.Nam za to było wesoło,choc po zwiedzeniu całego lotniska nogi bolały solidnie.

Tu opieramy sie z Megi o pojazd mający kierownicę z dwóch stron,taki chciałabym mieć,skończyłyby sie problemy z cofaniem w problematycznych miejscach;)))

Starszy Gad trenuje celność:)

Spaleni słońcem,spragnieni i głodni ruszyliśmy na Rogate Ranczo.Tam osoby uprzywilejowane,posiadające kierowców mogły schłodzić ciała zimnym piwem (dooobre było!!!),dzieci wyszalały sie na batucie a Megi walczyła z tamtejszym bernardynem o wdziecznym imieniu Tola.Tola biega luzem,jest nieszkodliwa mimo słusznych rozmiarów,a gdy dojrzy na stole coś na co ma ochotę kładzie obśliniony łeb na stole i zagląda jedzącemu w oczy.Nasze dzieci chętnie nakarmiły ją kiełbasą,natomiast jako że Megi psów nie lubi,nie podzieliła sie z nią pstrągiem.Dobrze że Tola ma ugodowy charakter i nie wzięła ryby siłą:)
        Wracając do domu zahaczyliśmy jeszcze o Balaton,niestety nie ten węgierski ale nasz rodzimy,trzebiński.Dzieci oczywiście natychmiast pognały do wody,nawet Młodszy Gad ze swoim bolącym gardłem.Stwierdziłam że albo mu to przejdzie albo rozłoży sie na dobre,jak na razie wciaż goni więc może angina odpuści?

niedziela, 20 czerwca 2010

Warszwskie wspomnienia

obrazek ze Starówki:)))

Długo nie mogłam sie zebrać żeby opisać warszawski weekend.Zaprzątała mnie praca,działka,choroba Młodego.W końcu dzisiaj korzystam z faktu ze jestem w pracy i mam wolną chwilę:)
        Stolica przywitała nas piękną pogodą i słońcem.Mieszkanie mieliśmy tuż przy Placu Zamkowym więc zostawiliśmy tam auto i ruszyliśmy zwiedzać.Marszowym krokiem zaliczyliśmy Plac Defilad


Chwilę odpoczeliśmy w Parku Saskim,ale w końcu nie przyjechałam do stolicy zwiedzać tylko spotkać sie z dziewczynami! Wypiłyśmy pyszne koktajle owocowe,chwilę poplotkowałyśmy i niestety Tosia musiała nas opuścić.Z Yesky jeszcze posiedziałyśmy chwilę w kawiarni ale zimno wiejące z klimatyzacji wygoniła nas na rozpaloną ulicę.Wciąż gadając przeszłyśmy na Plac zamkowy.

W tle za nami szkielet Stadionu Narodowego.

Maż czekał na mnie z piękną czerwoną różą,jako ze akurat mijała nam 11 rocznica ślubu! Nie będę oryginalna mówiąc-jak to szybko zleciało!
Yesky pożegnała sie z nami i pognała szaleć w klubie,a my statecznie spacerowaliśmy po Starówce,odwiedzając oczywiście Syrenkę



W niedzielę rano ruszyliśmy zdobywać Pałac Kultury i Nauki,obejrzeliśmy stolicę z tarasu widokowego.Pózniej pojechaliśmy do Łazienek gdzie dołączyła do nas Tosia


Udało nam sie załapać na koncert Kory na wiecu wyborczym Komorowskiego,pobujalismy sie troszkę w rytm muzyki i jojczenia Gadów "chodzmy już".Dzieci były mocno zmęczone nadmiarem wrażeń ;)
Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę powrotną do domu.

A w poniedziałek w końcu rozłożyliśmy na działce nasz super nowy basen,Paweł jako tester wskoczył do wody i odbył próbne pływanie ;)



Jak dla mnie zdecydowanie za zimno było na moczenie,wybrałam leżakowanie w hamaku z Zuzanką.




Młodszy Gad w basenowych atrakcjach nie uczestniczył,postanowił zakończyć rok szkolny anginą ropną.Teraz już mu lepiej na szczęście ale do przedszkola to on sie już nie nachodzi.
Muszę się Starszym Gadem pochwalić,bardzo dobrze napisał testy trzecioklasisty,uzyskał 125 pkt na 133 możliwe.Dumna jestem z niego:)))

poniedziałek, 7 czerwca 2010

        Weekend intensywny był,bogaty i w pracę i w atrakcje.Sobota niemal cała w sklepie,za to wieczorkiem poszliśmy na plac,Dni Chrzanowa zobowiązują do zabawy.Niestety atrakcje w tym roku dość mizerne były,sobotnią gwiazdą wieczoru był Oddział Zamknięty,z nowym wokalistą oczywiście.Spóżnili sie godzinę,grali tak sobie,z Megi w ramach urozmaicania sobie czasu śpiewałyśmy piosenki Sztywnych;) Te przynajmniej znamy.  
      W niedzielę z samego rana ruszyliśmy do Rzyków z zamiarem zdobycia pobliskiej góry czyli Czarnego Gronia.Na coś udało nam sie wyleżć,aczkolwiek nie wiem czy to akurat Czarny Groń był,szliśmy szlakiem,niesttey nigdzie nie było opisu gdzie który szlak prowadzi.Ważne jednak ze zmusiliśmy stare mięśnie do wysiłku.Widok oczywiście zrekompensował wysiłek i zmęczenie.


Gady mimo na ogół nie spożytej siły padły,na szczęście szybko ożyły:)
Ruszyliśmy w dół,skracając sobie drogę pod wyciągiem narciarskim.Głód dał nam sie we znaki,kelnerka w pobliskiej oberży zaproponowała nam Przysmak Pasibrzucha,wyglądaliśmy chyba na bardzo wygłodniałych bo to co nam podała wystarczyłoby nam na tydzień ;)



  Po posiłku chętni poszli do parku linowego,Maciej do takiego dla mniejszych dzieci a Paweł z tatą do "dorosłego".Przyznam ze w strachu byłam czy da radę ale muszę sie pochwalić ze świetnie mu poszło! Mój synek dorosleje!!!




                                
              

Ja i Megi odpoczywałyśmy w tym czasie  w oberży zajadajac lody i chowając sie przed coraz mocniejszym słoneczkiem



A!!! Zapomniałabym! Mój mąż znowu będzie ojcem!!! I to od razu trójki! W nowym domu ptaszki znowu się rozmnazają,mają gniazdo w wentylacji no a Mój jest honorowym ojcem chrzestnym;)))








piątek, 4 czerwca 2010

Powrót

      Zaniedbałam ostatnio bloga,pisałam na stylu,miałam nadzieję ze można tam wrócić,bo tamto miejsce i tamte dziewczyny są mi najbliższe. Jednak nie jest to proste,ludzka małość,złośliwość nie ma granic. Walczę tam,obudził sie we mnie wojownik,jednak na razie wolę tam nie pisac,po co dawac broń do ręki wrogom?
Co sprawia ze wydawać by sie mogło ogromna wirtualna przestrzeń zawęza się i staje się za mała dla kilku osób? Co sprawia ze ktos szuka słabych punktów autora wpisów tylko po to zeby mu dołożyć,dokuczyć?
    Pogoda wciąż smętna,nie pada ale słońca nie widac a mnie tak mocno marzy się pławienie w promieniach słoneczka! W niedzielę planowaliśmy z Megi wycieczkę w plener ale nie wiadomo czy nie będzie zbyt mokro.Więc może Kraków? Zobaczymy.A już za tydzień stolica,i mam nadzieję spotkanie z T.,choć zaczynam się bac ze nic z tego nie wyjdzie:((( Albo będziemy musieli odbijac ją z rak męża.
    Na działce mokro,smutno i ponuro,piwonie przekwitły,clematisy zbierają sie do kwitnięcia ale deszcz i niskie temperatury sprawiają ze wszysko się opóznia :(

Piwonia łapie nieliczne promienie słoneczka

Rododendron


Azalie,nieco wymoczone przez deszcze