środa, 28 października 2015

Ja wciąż w temacie kulinarnym. Trwam w niejedzeniu mięsa,choc dwa razy zdarzyło mi się wsadzic kawałek wędliny do dzioba. Bezmyślnie,w pracy,przy krojeniu. Raz zjadłam,dziś wyplułam jak się zorientowałam co przeżuwam.
Tworzę zupki kremy,sałatki,kasze różne. Nurzam się w blogach wege szukając przepisów i inspiracji. Bo ze ścisłym trzymaniem się przepisów mam problem,z reguły je zmieniam,robię coś po swojemu.
Blenduję zielone koktajle. Choc dziś poszłam na ugodę i Gadom zrobiłam z samych owoców,zielone ich w zęby kłuje. Do swojego dosypałam jarmużu. Jutro zrobię ze szpinakiem i wmówię im że to kiwi jest ;)
Łapię się na tym że nie potrafię tylko jeśc. Teraz też,podjadam koktajl,w telewizji setny raz oglądam jeden z odcinków Rancza,piszę ten post. Wielofunkcyjnośc. Kompletny brak uważności. W pracy zawsze jem w pośpiechu,zwłaszcza rano. Może i powinnam wcześniej wstac i spokojnie zjesc w domu ale...musiałabym wstac przed piątą. Ciężko. Zwłaszcza teraz,w mrocznej części roku.
A nawet gdy mam czas to nigdy nie skupiam się na tym co jem. Czytam,oglądam,tak jakby jedzenie było tylko dodatkiem a nie główną czynnością.
Kolejny temat do pracy nad sobą.
Uważnośc.

sobota, 24 października 2015




Zaliczyłam dziś warsztaty pod tytułem "Weganizm-jak to ugryżc"
Temat mi znany bo z racji jogowania temat odżywiania się często powtarza,wielokrotnie już o tym rozmawialiśmy tylko ja jak zwykle nie mogę się zmobilizowac.
Kiedyś,w zamierzchłej przeszłości,gdy dinozaury pasały się w ogródkach a ja chodziłam do klasy maturalnej przez rok nie jadłam mięsa. Pojęcia wtedy nie miałam o bilansowaniu diety, przepisy nie były tak dostępne jak dziś,przeca to był świat bez powszechnego internetu. Nie pamiętam co jadłam zamiast mięsa,chyba jajka? Albo same ziemniaki z surówkami? W każdym razie gdy po tym roku zjadłam mięso rozchorowałam się. Żołądek odmówił trawienia. Jednakowoż przekonałam go że mięsko jest mrau i jadłam je ze smakiem.
Teraz dojrzewam do wegetarianizmu.Świadomego. 
 Ahimsa. Nie krzywdzenie. Siebie ani innych istot. 
Ja,zwierzątkowa do bólu,jem mięso nie myśląc że ono żyło. Jest potrawą na talerzu i stosuję daleko posunięte wyparcie tego że ono było kurczakiem,żywym,czującym kurczakiem. Żyjącym w koszmarnych warunkach tylko po to by skończyc na moim talerzu.
I druga strona ahimsy,nie krzywdzenie siebie. Czyli dbanie o zdrowie. A że mięso zdrowe nie jest chyba już wszyscy wiedzą. 
No.
Nie mówię że od dziś już nie wezmę do ust mięska. Postaram się. Powalczę ze sobą. Moi panowie z pewnością nie zrezygnują z niego tak łatwo... Ale nawet ograniczenie ilości zjadanego mięsa będzie plusem dodatnim.
A weganizm... Może kiedyś... Bo jak zrezygnowac z takich pysznych serków??? Gorgonzoli? Grana padano? A nawet dobrej goudy?
Małymi krokami ku lepszemu,niech to będzie moje motto :)
Nie zmienię świata,ale mogę zmienic się sama.

wtorek, 6 października 2015

Kolejne jogowe warsztaty za mną. Warsztaty których mottem była sztuka nicnierobienie. Nie dotyczyło to ofkors praktyki,tu jak zwykle było mocno i energetycznie,choć tym razem grupa była mocno zróżnicowana pod względem zaawansowania. Jednak nasza Justyna potrafi tak poprowadzić zajęcia że my się nie nudzilismy a nowicjusze przeżyli ;) Ale mocno narzekali na ból ramion,chaturangi dały się im we znaki!
Pogoda dopisała nam wyjątkowo,było słonecznie i gorąco. Idealne warunki do leżakowania i cieszenia się chwilą. Dostrzegania uroków małych rzeczy. Medytowania w ruchu,chodząc na bosaka po trawie.
Dla mnie dodatkowym plusem było to że pierwszy raz od wielu lat mogłam spędzić tyle czasu z Megi. Nagadałyśmy się,pośmiałyśmy się,pożaliłyśmy się sobie. Znów okazało się że tak samo reagujemy,ci sami ludzie wzbudzają w nas zarówno sympatię jak i irytację.
Był też czas na przemyślenia,pojawiły się też tematy wymagające przemyślenia. Generalnie jestem na etapie układania się ze sobą,z przeszłością,próbuję pozbyć się balastów emocjonalnych.
I tak patrzyłam na naszą Justynę,na jej macierzyństwo,na to jakie ma podejście do Leosia,jaki jest w niej spokój. Ja byłam zupełnie inną matką,jednak byłam mocno niedojrzała,mimo że wtedy wydawało mi się że to idealny czas na dzieci. Sporo przez to straciłam... Ale rozpamiętywanie nic nie da. Trzeba żyć dniem dzisiejszym.
Kolejna rzecz która mnie mocno zafrapowała to to że wszystko jest w naszej głowie. Slogan. Ale...ponoć większość zdarzeń wokół nas jest neutralna. To my naszym stosunkiem zabarwiamy je negatywnie bądż pozytywnie. A ja,jak wiadomo,mam nieznośną skłonność do dramatyzowania. I widzę na czarno. Sama się nakręcam i dołuję. A to trzeba przeoddychać. Odpuścić. Uczę się tego.Nie jest łatwo.
Sam ośrodek w Nieprześni jest przepiękny. I z zewnątrz,i w środku. Wnętrza są nowe,bardzo gustownie urządzone,wygodne. Właściciele przesympatyczni,czulismy się jak w domu. Jedzenie rewelacja,widać że specjalizują się w kuchni wegańskiej. Efekt był taki że wszystkich brzuchy bolały bo było tyle pyszności że jedliśmy jak drwale a nie jak eteryczni jogini ;) Kawa wg 5 przemian mnie oczarowała,choć ja przecież nie lubię czarnej kawy.
Minusem jest fakt że znów przeciążyłam bark i prawa ręka boli :( jadę dziś do Marty,niech mnie naprawia.
Tyle miałam napisać a teraz mi wątki uciekły. Może się na kolejny wpis uzbiera ;)
Małpy w gaju ;)))

leżing

z kamerą wsród zwierząt

te okna zarośniete po prawej to z naszego pokoju :)

plażing po intensywnej praktyce

dom właścicieli,dom z moich marzeń :)