wtorek, 6 października 2015

Kolejne jogowe warsztaty za mną. Warsztaty których mottem była sztuka nicnierobienie. Nie dotyczyło to ofkors praktyki,tu jak zwykle było mocno i energetycznie,choć tym razem grupa była mocno zróżnicowana pod względem zaawansowania. Jednak nasza Justyna potrafi tak poprowadzić zajęcia że my się nie nudzilismy a nowicjusze przeżyli ;) Ale mocno narzekali na ból ramion,chaturangi dały się im we znaki!
Pogoda dopisała nam wyjątkowo,było słonecznie i gorąco. Idealne warunki do leżakowania i cieszenia się chwilą. Dostrzegania uroków małych rzeczy. Medytowania w ruchu,chodząc na bosaka po trawie.
Dla mnie dodatkowym plusem było to że pierwszy raz od wielu lat mogłam spędzić tyle czasu z Megi. Nagadałyśmy się,pośmiałyśmy się,pożaliłyśmy się sobie. Znów okazało się że tak samo reagujemy,ci sami ludzie wzbudzają w nas zarówno sympatię jak i irytację.
Był też czas na przemyślenia,pojawiły się też tematy wymagające przemyślenia. Generalnie jestem na etapie układania się ze sobą,z przeszłością,próbuję pozbyć się balastów emocjonalnych.
I tak patrzyłam na naszą Justynę,na jej macierzyństwo,na to jakie ma podejście do Leosia,jaki jest w niej spokój. Ja byłam zupełnie inną matką,jednak byłam mocno niedojrzała,mimo że wtedy wydawało mi się że to idealny czas na dzieci. Sporo przez to straciłam... Ale rozpamiętywanie nic nie da. Trzeba żyć dniem dzisiejszym.
Kolejna rzecz która mnie mocno zafrapowała to to że wszystko jest w naszej głowie. Slogan. Ale...ponoć większość zdarzeń wokół nas jest neutralna. To my naszym stosunkiem zabarwiamy je negatywnie bądż pozytywnie. A ja,jak wiadomo,mam nieznośną skłonność do dramatyzowania. I widzę na czarno. Sama się nakręcam i dołuję. A to trzeba przeoddychać. Odpuścić. Uczę się tego.Nie jest łatwo.
Sam ośrodek w Nieprześni jest przepiękny. I z zewnątrz,i w środku. Wnętrza są nowe,bardzo gustownie urządzone,wygodne. Właściciele przesympatyczni,czulismy się jak w domu. Jedzenie rewelacja,widać że specjalizują się w kuchni wegańskiej. Efekt był taki że wszystkich brzuchy bolały bo było tyle pyszności że jedliśmy jak drwale a nie jak eteryczni jogini ;) Kawa wg 5 przemian mnie oczarowała,choć ja przecież nie lubię czarnej kawy.
Minusem jest fakt że znów przeciążyłam bark i prawa ręka boli :( jadę dziś do Marty,niech mnie naprawia.
Tyle miałam napisać a teraz mi wątki uciekły. Może się na kolejny wpis uzbiera ;)
Małpy w gaju ;)))

leżing

z kamerą wsród zwierząt

te okna zarośniete po prawej to z naszego pokoju :)

plażing po intensywnej praktyce

dom właścicieli,dom z moich marzeń :)

2 komentarze: